Koncepcja Boga w teologii transformacji


Poniżej bardzo ciekawy, na wskroś unitariański tekst odnośnie koncepcji Boga w teologii transformacji. "Jestem, którym się staję" mówi o sobie Najwyższy i towarzyszy nam w rozwoju duchowym. Dla UU "lektura obowiązkowa" 
Przy okazji dziękujemy bardzo Arkowi Maleckiemu, duchownemu UU z Leeds, za jego pracę dla polskich unitarian i mamy nadzieję na dalszą współpracę.

Obiecałem podzielić się przemyśleniami, a majac nadmiar czasu w kwarantannie, udało mi się przetłumaczyć jedne z moich wypocin na język Polski. (Z podziękowaniem dla Justyna za poprawę literówek i interpunkcji). Być może jak znajdę natchnienie to coś jeszcze coś jeszcze przetłumacze 😉
***
“Jestem, którym się staję.”
W liceum miałem dość ekscentrycznego nauczyciela Wiedzy o Kulturze, tzw. WoK. Rzadko kiedy był widywany poza swoją klasą, na korytarzach lub w pokoju nauczycielskim. Miał w zwyczaju spędzać przerwy na zapleczu swojej sali lekcyjnej. Światło zawsze miał tam przyciemnione. Płyty CD z muzyka jazzowa porozrzucane po starej sofie. Pomieszczenie było zagracone po brzegi pojemniczkami na farby, pędzlami wszelkiego rodzaju, ołówkami, książkami. Ściany udekorowane czarno-białymi fotografiami.
My uczniowie, uwielbialiśmy to, że jego lekcje raczej mało się pokrywały z oficjalnym programem nauczania. Zamiast tego, były one raczej wykładami o życiu. Na jego lekcjach była cisza jak makiem zasiał, a my słuchaliśmy zaintrygowani. Żeby wyrobić podstawę programową, zazwyczaj tylko mówił nam na koniec “Poczytajcie sobie w domu coś o impresjonizmie, OK?”. Zamiast prowadzić wykład o historii sztuki, on wolał mówić od serca. Nie robił nam kartkówek, zamiast tego oceniał nasze prace, jak dzieciom w podstawówce na plastyce. Był zdania, że nie da się oblać sztuki ani nie powinno. Ale uwierzcie mi, im ładniejszy rysunek lub malunek, tym mniej on był zachwycony. Mówił, że ci, co starają narysować coś “ładnego” skupiają się za bardzo na tym, by jak najdokładniej odwzorować to, co widzą ich oczy, a nie na tym, jak ich dusza to interpretuje. Po jakimś czasie już nie prosił nas o malowanie martwej natury. Zamiast tego dawał nam całkiem abstrakcyjne tematy prac, jak na przykład “Pożeracz dżemu z Nowej Zelandii, ale nie kulawy” czy “Kosmiczna ryba w zaświatach”.
Khalil Gibran pisał, że nauczyciel kroczący w cieniu świątyni, miedzy swoimi uczniami, nie dzieli się swoją mądrością, ale raczej swoją wiarą i troską. Jeśli jest prawdziwie mądry, nie zaprasza cię, byś wkroczył do domu jego mądrości, ale raczej prowadzi cię na próg twojego własnego umysłu.
Mój nauczyciel WoK-u miał jeden dość dziwny zwyczaj. Rzadko rozpoczynał swoje lekcje powitaniem. Zamiast tego chodził pod tablica, z prawej na lewą, aż w klasie zrobiła się cisza. Wtedy witał nas uśmiechem i zaczynał swój monolog. Nigdy nie wiedzieliśmy, z jakim tematem wyskoczy, ale jedno było pewne: zawsze powtarzał, że wszystko, o czym mówi jest tylko i wyłącznie jego interpretacją i wręcz zachęcał nas to niezgadzania się z nim. Raczej niewielu nauczycieli namawia uczniów to tego, żeby sie nie z nimi nie zgadzali! Jest to także moja prośba to Was: absolutnie nie musicie się zgadzać ze mną!
W każdym razie, pamiętam raz jak chodził pod tablicą z prawa na lewo, jak to miał w zwyczaju, zatrzymał się w końcu i powiedział tylko jedno słowo: “transformacja”. Za chwilę wyjaśnił, że transformacja nie jest dla niego niczym innym jak samorozwojem, stopniowym procesem, a nie czymś, co się staje przez noc. Nie jest to rewolucją. Wyjaśnił, że według niego, z punktu widzenia sztuki, każdy z nas w pierwszych latach życia odtwarza drogę, która zajęła ludzkości jakieś 40 000 lat.
Jeśli porównamy pierwsze rysunki skalne z bazgrołami małych dzieci, zobaczymy tylko kreski. Uproszczone schematyczne zwierzaki lub ludzie, ale bez żadnej historii do przekazania. Potem, staramy się opowiedzieć jakaś historię: „mama, tata i ja poszliśmy na spacer i świeciło słonko”. Na skalnych malowidłach zaś widzimy opowieść pt. „chłopaki z oszczepami poszli polować na mamuta”. Potem ewoluujemy dalej. Pojawia się więcej treści w naszej sztuce. Eksperymentujemy z perspektywą. Nasze rysunki już nie są 2D. Staramy się opowiedzieć coś o tym jak ten świat funkcjonuje: rysujemy królów lub księżniczki. Odzwierciedlamy schematyczne miasteczka, ze wszystkimi elementami, jakie uznajemy na niezbędne do ich funkcjonowania. Staramy się powiedzieć coś o rolach, jakie różni ludzie pełnią w społeczeństwie. Usiłujemy przedstawiać piękno natury. Jednak po tym kroku, według mojego nauczyciela, dalszy rozwój nie jest możliwy, bo zamiast zaakceptować nasze powołanie, by kształtować świat wedle własnych ideałów, staramy się zbytnio zaprezentować jego piękno dokładnie tak, jak widzą to oczy, a nie dusza. Stąd też tyle naszych nieudanych rysunków i szkiców – bo próbowaliśmy na siłę.
Większość unitarian, których znam, nie urodziła się w unitariańskich rodzinach. Zdecydowana większość z nich doszła do unitarianizmu poźniej w życiu. Są to ludzie, którzy w pewnym sensie odtworzyli historię reformacji w swoim życiu, choć zdaję sobie sprawę, że proces ten był bardziej skomplikowany niż odtwarzanie rozwoju sztuki, gdy byliśmy dziećmi. Nie wszyscy zaczynaliśmy z tego samego miejsca, znajdowaliśmy się w różnych punktach na tym wachlarzu życia duchowego. Być może kręciliśmy się tu i tam, w tę i z powrotem. Niektórzy z nas znaleźli wspólnotę unitariańską i stwierdzili, że jest to ich miejsce do zapuszczenia korzeni i rozwinięcia skrzydeł. Dla innych jest to tylko kolejny przystanek na ich drodze – i to też jest OK.
Jednego jednak jestem pewny – każdy z nas tutaj jest heretykiem. Etymologicznie, słowo
“herezja” pochodzi z greckiego słowa oznaczającego “wybór”. My wszyscy podjęliśmy serie wyborów, która doprowadziła nas tutaj. W jakimś momencie naszego życia zmieniliśmy zdanie o czymś, o tym jak widzimy świat. Ludzie dojrzewają i rozwijają się w świetle nowych odkryć i jest to coś na co nasze wspólnoty kładą nacisk: zmiana zdania też jest OK!
Są na świecie ludzie, którzy byli uprzedzeni wobec pewnych grup, ale zmienili zdanie biorąc pod uwagę swoje nowe doświadczenia lub nabytą wiedzę. Niektórzy przerzucili się na weganizm, ponieważ taka dieta bardziej odpowiada ich nowo nabytemu systemowi wartości. Są ludzie, który wierzyli w personalnego Boga (przedstawianego jako starca siedzącego na niebieskim tronie), inni odrzucili to jako nonsens. I po przeciwnej stronie, są ludzie, którzy byli głęboko zakorzenieni w świecie materialnym, odrzucający możliwość istnienia jakiejś głębszej rzeczywistości, zaczęli eksplorować strefę duchową.
Ja osobiście chylę się ku nurtowi, zwanemu “teologią procesu”. Jest to olbrzymi temat ale, jak to Henryk XVIII mawiał do swoich żon, nie będę was trzymał długo.
W skrócie, dla teologów procesu, cała sieć stworzenia jest względna wobec siebie. „Istnieć” znaczy „odnosić się”. Uważają oni, że cała rzeczywistość składa się z serii wydarzeń, kropel doświadczeń. Jeśli mam być szczery, ciężko mi wyobrazić sobie wszechświat, gdzie coś może istnieć poza relacją z czymkolwiek innym, wliczając w to Boga, cokolwiek oznacza dla Ciebie to słowo. „Odnosić się do czegoś” odznacza być wewnętrznie zmienionym przez coś, co jednocześnie ulega przemianie. Akcja – reakcja. „Istnieć” to znaczy żyć w związkach opartych na braniu i dawaniu, gdzie jesteś nie tylko ciągle zmieniany(a) przez świat, ale także wpływasz na niego.
Wszytko jest wstanie zmieniać i wpływać na wszystko. Afred Whitehead, jeden z pionierów teologii procesu, wierzył, że subiektywność i doświadczenia sięgają bardzo głęboko, stając się cegłami budującymi naszą rzeczywistość. Ta idea, że wszystko jest dynamicznym procesem wydarzeń, doznań, doświadczeń i decyzji, drastycznie zmienia mechanicznie pojęcie , jak ten świat operuje.
Teologowie procesu wieżą, że chwila obecna jest bezpośrednim skutkiem przeszłości, ale przyszłość zawsze pozostaje otwarta. Robet Mesley, porównuje mechanistyczne spojrzenie na świat, do którego wiele religii i wyznań się przychyla, do płyty winylowej. Na płycie są już wydrążone rowki – włożona do gramofonu, może odegrać tylko i wyłącznie melodie, które zostały na nią wgrane i nic więcej. Niektórzy ludzie mówią w ten sposób o przeznaczeniu. Mosley jednak woli rozważać istnienie jako nieustająca improwizację jazzową (które mój nauczyciel WoK-u bardzo lubił). Stwarzanie na poczekaniu. W improwizacji jazzowej, muzycy odnoszą się do siebie wzajemnie, wpływają na siebie tworząc coś zupełnie nowego, mając w pamięci nuty i melodie już grane.
Według mnie wolność jest wbudowana w system. Przeszłe wydarzenia, decyzje i doświadczenia wpływają na teraźniejszość, ale my zawsze mamy wybór jak na tę teraźniejszość odpowiedzieć. Taki punkt widzenia chyli się ku względności, współtworzeniu i jest otwarty na przyszłość.
Klasyczny obraz Boga jako bezimiennego, ponadczasowego i niejako poza światem, trzymał ideę Boga bezpiecznie z dala od zepsutego świata. W odróżnieniu od tego podglądu, teologowie procesu wierzą, że Bóg jest także istotą względną, w stałym związku ze całym stworzeniem, doświadczającym wszystkiego, co sie dzieję we wszechświecie i wchłaniającym te doświadczenia. Wchłaniającym wszystko to, czego ty sam(a) doświadczasz. I tak jak w improwizacji jazzowej, Bóg nieustannie tworzy w relacji ze wszechświatem. Wchłaniając przeszłość i oferując kreatywne możliwości w teraźniejszości. Dając i utrwalając życie. Dla teologów procesu, Bóg tworzy z poczucia relacji, nigdy nie działa zniewalająco i nigdy nie działa samemu. Dla nich Bóg nie jest istotą idealna, wszechmocna i wszechwiedzącą, przynajmniej nie w klasycznym znaczeniu.
Jeśli wolność, kreatywność i otwartość są częścią systemu, a my mamy wolność wyboru, to znaczy, że mamy cząstkę boskiej mocy. Umieszcza to Boga w naszej rzeczywistości, nie poza nią. Bóg doświadcza z nami, kiedy doświadczamy bólu, smutku czy opresji. Bóg doświadcza także naszą miłość i radość. Bóg wchłania te doświadczenia jako swoje, więc tak jak Bóg nas inspiruje, tak i my inspirujemy Boga. To oznacza, że jeśli coś źle zrobimy lub poniesiemy porażkę, Bóg odpowie otwierając nowe możliwości, wabiąc nas ku jeszcze większej kreatywności.
Przypomnij sobie ten moment w swoim życiu, kiedy bardzo, bardzo chciałeś/aś coś osiągnąć. Miałeś/aś już ten cały misterny plan ułożony w swojej głowie, ale z jakiegoś powodu wszystko się posypało… A teraz pomyśl – jeśli ten plan by się powiódł, jak bardzo inny/a byś był/a od tego, kim jesteś dziś. Jakiej części tego, kim dziś jesteś, a co lubisz w sobie, bez czego wręcz nie możesz sobie wyobrazić dziś, stracił(a)byś gdyby tamten plan się powiódł, a twoje życie wjechałoby na zupełnie inne tory?
Ludzie mówią, że gdy jedne drzwi się zamykają, otwiera się pięć innych. Bóg inspiruje nas, byśmy zmieniali najpierw siebie, a potem nasz świat, wedle naszych doświadczeń, jednak koniec końców, to czy odpowiemy na to wezwanie, zależy tylko od nas.
W Księdze Wyjścia, rozdział 3, Mojżesz rozmawiał z Bogiem. Bóg przydzielił mu zadanie, po tym jak “doświadczył” cierpienia Izraelitów. “Teraz oto doszło wołanie Izreaelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o ich cierpieniach. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona i wyprowadź mój lud, Izrealitów, z Egiptu”. Mojżesz pyta “Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?”. Bóg otworzył nowe możliwości Mojżeszowi dając mu cel, nadając sens jego życiu, ale ten nie wiedział, jak odpowiedzieć na to wezwanie. Wiele lat wcześniej Mojżesz wiedział dokładnie, kim był: pewnym siebie księciem egipskim. To się zmieniło, jest zmieszany. “Kimże jestem?” pyta. Czyż sami często nie czujemy się tak zagubieni? Co na to Bóg odpowiada? “Idź. Ja będę z tobą…”
Mojżesz kontynuuje swój dialog a Bogiem – Bóg pozwala mu stawiać pytania. Mojżesz więc pyta o imię. Bóg odpowiada “Jestem, Który Jestem.” Jahwe. Imię boże Jahwe, albo Yahweh, jest niejako fonetyczną wersją hebrajskiego tetragramu YHWH. Najczęściej tłumaczy się to jako “Jestem, który jestem”, jednak według wielu biblijnych badaczy, bardziej trafnym tłumaczeniem byłoby “Jestem, Którym Będę” lub nawet “Jestem, Którym Się Staję”
Jestem, którym się staje. Doświadczam z tobą. Uczę się z tobą. Przeżywam z tobą. Kształtuję się z tobą. Współtworzę z tobą.
To umiejscawia Boga w rzeczywistości naszego świata. „Jestem, Którym Się Staję” oferuje swobodę zmian. Zmian biblijnych: Boga, który ewoluuje z groźnego i surowego w Starym Testamencie na miłosiernego i wybaczającego w Nowym Testamencie. A także zmiana, przez które ludzkość przechodziła przez całą historię czy nawet zmian, których sami byliśmy i jesteśmy świadkami lub nawet pionierami i wykonawcami w naszym życiu. Nie muszę chyba tłumaczyć, że niektóre aspekty życia, które dziś uważamy za naturalne, akceptowalne i dobre, kiedyś szokowały. Spójrzmy jak zmieniały się nasze postawy w stosunku do mniejszości. Także nasze zrozumienie, jak wszechświat dziala, nieustannie ewoluuje dzięki nowym odkryciom naukowym. Paweł w Liście do Rzymian, rozdział 12, apeluje do nas, o używanie naszego intelektu: “Nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swojego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe.”
Jedni twierdza, że Bóg stworzył człowieka. Inni, że to człowiek stworzył Boga.
Być może obie grupy mają racje?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

25 grudnia - Narodzenie wielu bogów

Kościół Anglokatolicki i templariusze w Polsce

Tadeusz Kościuszko - cytaty