testu

Hymny do Afrodyty

 Hymny homeryckie cz.4


Hymn do Afrodyty [5]


Homer


Muzo, opowiedz mi o Afrodyty sprawach złocistej,

z Cypru, która wśród bogów rozpala słodkie pragnienie,

tudzież ujarzmia swą mocą gromady ludzi śmiertelnych,

także ptaki, co niebem szybują, i wszelką zwierzynę,

ile jej tylko żyje na ziemi lub w morza głębinie!

Wszystkim drogie są sprawy tej pięknie wieńczonej bogini.

Trzech zaś serc nie skłoniła niewieścich ni zwieść ich nie mogła:

córki Egidodzierżcy, błękitnookiej Ateny,

jako że sprawy złocistej bogini nie są jej miłe,

walkę przecież wybrała i dzieło wojenne Aresa,

bitwy i zbrojne potyczki, i troskę o czyny prześwietne -

ona pierwsza cieślów uczyła, ziemi mieszkańców,

jak mieniące się spiżem rydwany i wozy budować,

ona także w komnatach dziewczęta o ciałach powabnych

robót przepięknych uczyła, swój kunszt wszczepiając im w serca;

nigdy też Artemidy, łowczyni ze złotym wrzecionem,

śmiech lubiąca bogini ujarzmić miłością nie mogła –

tej wszak łuk był miły i łowy w górach na zwierza,

tańce i dźwięki formingi, a także krzyk przenikliwy,

lasy cieniste i miasto, gdzie prawi ludzie mieszkają;

także Hestii, czcigodnej dziewicy, trud Afrodyty

miły nie był - jej pierwszej dał życie Kronos przebiegły,

potem zaś jako ostatnią zwrócił z Dzeusa wyroku.

Ją to, wielce czcigodną, Posejdon, a także Apollon

chcieli poślubić, lecz ona uparcie im odmawiała,

męża nie chcąc, i wielką przysięgę złożyła, do dzisiaj

trwałą, Egidodzierżcy ojcowskiej głowy dotknąwszy,

że pozostanie na zawsze dziewicą, boska wśród bogiń.

Dzeus więc ojciec miast ślubu użyczył jej daru świetnego:

w środku domostwa zasiada, przyjmując najlepsze ofiary,

mając cześć znamienitą we wszystkich boskich świątyniach,

między bogami dla siebie pierwszeństwo zjednując u ludzi.

Tych to serc nie skłoniła ni zwieść nie mogła bogini.

Nikt przed Afrodytą, prócz tamtych, umknąć nie zdołał,

czy to między bogami szczęsnymi, czy pośród śmiertelnych.

Nawet samego Dzeusa, co cieszy się gromem, zwodziła,

choć to władca największy i cześć największą odbiera,

krusząc, gdy tylko zechciała, rozumne serce mocarza,

łącząc go łatwo miłosnym uściskiem z niewiastą śmiertelną,

każąc zapomnieć o Herze, co siostrą mu była i żoną,

którą dostojność wyróżnia wśród bogiń, co śmierci nie znają –

ją to, najznamienitszą, zrodzili Rheja i Kronos

biegły w podstępach, a Dzeus, świadomy niezmiennych wyroków,

swoją małżonką czcigodną i wierną wkrótce uczynił.

Ale i w niej, /w Afrodycie/, pragnienie słodkie zaszczepił

Dzeus, by z człowiekiem śmiertelnym miłosnych pieszczot zaznała,

aby i sama wnet doświadczyła łoża śmiertelnych,

tudzież przestała się chwalić i głosić między wszystkimi

 - Afrodyta śmiejąca się słodko i śmiech kochająca –

że z bogami łączyła miłością śmiertelne niewiasty,

które potem rodziły niebianom śmiertelnych potomków,

oraz że mężów śmiertelnych kazała kochać boginiom.

Słodką więc wzbudził w jej sercu tęsknotę do Anchizesa,

który na Idzie w źródła bogatej, wśród szczytów wyniosłych,

bydło pasał, z urody do bóstw nieśmiertelnych podobny.

Kiedy go zatem ujrzała lubiąca śmiech Afrodyta,

miłość nią owładnęła, a sercem gwałtowna tęsknota.

Zaraz na Cypr się udała i skryła w wonnej świątyni,

w Pafos bowiem swój miała przybytek i ołtarz swój wonny –

tam się znalazłszy, zawarła za sobą świetne podwoje,

tam ją Charyty obmyły i boskim natarły olejkiem,

jakim zawsze bogowie namaszczać zwykli swe ciała,

boskim i słodkim, zazwyczaj składanym dla niej w ofierze.

W strój się piękny odziała, skrywając pod nim swe ciało,

złotem przyozdobiona, lubiąca śmiech Afrodyta.

Potem ruszyła ku Troi, pachnący Cypr porzuciwszy,

spiesznie szlak przebywając, wysoko, między chmurami.

Wnet dotarła na Idę bogatą w źródła, zwierzyny

macierz, i wprost ku zagrodzie przez góry poszła, a przy niej,

łasząc się, groźne stąpały lwy z szarymi wilkami,

także niedźwiedzie i chyże, niesyte saren pantery.

Widząc to wszystko, cieszyła się w swoim sercu bogini,

wnet więc tę słodką żądzę rozlała im w piersiach i zaraz

wszystkie zwierzęta złączyły się w pary w cienistych parowach;

sama zaś między szałasy wkroczyła pięknie spojone.

Tam wśród zagród znalazła, z daleka od innych, herosa

Anchizesa, co w darze od bogów urodę otrzymał.

Inni pasterze poszli za bydłem po łąkach porosłych

trawą, a on w swej zagrodzie samotny, z dala od tamtych,

chodził tam i z powrotem, kithary dźwięku próbując.

Afrodyta więc, córka Dzeusowa, przed nim stanęła,

wygląd przybrawszy dziewczyny, co jeszcze męża nie znała,

aby jej nie rozpoznał, gdyż strach by go zdjął niechybnie.

Stanął Anchizes stropiony i patrzył na nią z podziwem,

kształty jej widząc, postawę, a także szaty świetliste.

Peplos bowiem przywdziała nad ognia błyski jaskrawszy,

strojna także w kolczyki kręcone i świetnie błyszczące.

Szyję jej smukłą zdobiły natomiast przepiękne łańcuszki

złote, o różnych barwach, misterne, jakby księżyca

blask jej pierś delikatną rozjaśniał - cud to był jawny.

Ozwał się tedy słowami Anchizes miłością przejęty:

„Witaj, o pani, coś pewnie boginią przybyłą w te progi:

Artemidą, Latoną lub Afrodytą złocistą,

albo Themis szlachetną, lub błękitnooką Ateną,

jeśli nie jesteś jedną z tych Charyt, które chadzają

razem z wszystkimi bogami i zwą się nieśmiertelnymi.

Może tyś jedną jest z nimf, co w pięknych gajach mieszkają,

{albo też z tych, co na pięknej tej górze mają siedzibę,}

w nurtach rzek i na błoniach obficie trawą porosłych?

Ołtarz tobie na szczycie, na miejscu zewsząd widocznym,

sprawię i składać ci będę o każdej porze ofiary

świetne. Ciebie więc proszę: miej serce dla mnie życzliwe,

pozwól mi pośród trojańskich zastępów być mężem wybitnym,

a w przyszłości doczekać się jeszcze krzepkiego potomka,

żyć dostatnio i długo oglądać słoneczne promienie,

szczęsnym być pośród ludu i progu dostąpić starości".

Na to tak Afrodyta odrzekła, córka Dzeusowa:

„Najznakomitszy wśród ludzi, co żyją na ziemi, Anchizie,

żadnym ja bóstwem nie jestem, dlaczegóż więc mnie porównujesz

z nieśmiertelnymi? Niewiastą śmiertelną jestem i ziemska

matka mnie urodziła, a ojcem mym sławny z imienia

Otreus, znany ci pewnie ów władca Frygii warownej.

Znam doskonale twą mowę jak własną, bowiem Trojanka

była moją piastunką i mnie w komnacie karmiła,

z rąk matczynych przejąwszy, gdym była malutką dziewczynką –

w taki to sposób obydwa języki dobrze poznałam.

Teraz mnie Zabójca Argosa, co różdżkę ze złota

nosi, porwał z orszaku Artemis o złotym wrzecionie.

Licznych dziewcząt, o które się stara wielu młodzieńców,

grono bawiło się, tłum zaś ogromny w krąg je otaczał:

stamtąd mnie porwał Argosa Zabójca, co różdżkę ma złotą.

Wiódł mnie przez wiele pól uprawianych rękoma śmiertelnych,

także przez ziemię niczyją, odłogiem leżącą, przez którą

zwierz drapieżny przemyka wśród cieniem spowitych wąwozów;

zdawać się mogło, że stopą karmiącej ziemi nie tknęłam.

Mówił mi bóg ten, że w łoże Anchiza wstąpić powinnam,

stać mu się ślubną małżonką i rodzić mu dzieci dorodne.

Kiedy więc miejsce mi wskazał i rzekł te słowa, na powrót

między niebian się udał potężny Argosa Zabójca.

Oto do ciebie przybyłam, konieczność twarda mię wiodła.

Lecz cię na Dzeusa zaklinam i twych rodziców czcigodnych -

wszak nie mogli cię zrodzić rodzice stanu podłego! -

abyś wpierw mnie przedstawił, miłości wciąż nieświadomą,

ojcu twemu i matce szlachetnej i wiernej zaiste,

takoż i swoim braciom, co z pnia się wspólnego wywodzą,

bym się godną synową okazać mogła, nie lichą.

Wyślij szybkiego posłańca do Frygów bogatych w rumaki,

aby mojemu ojcu i matce wielce stroskanej

zaniósł wieści; oni wnet złota obfitość i szaty

tkane przyślą, więc przyjmij to wiano wielkie i świetne.

Najpierw wypełnij to wszystko, a potem słodkie wesele

wypraw, co w równej jest cenie u ludzi i bóstw nieśmiertelnych!".

Mówiąc te słowa, bogini natchnęła go słodką tęsknotą.

Ozwał się tymi słowami Anchizes miłością przejęty:

„Jeśliś śmiertelną niewiastą i córką matki śmiertelnej,

jeśli - jak mówisz - Otreus przesławny twoim jest ojcem

z woli zaś nieśmiertelnego Hermesa tutaj przybyłaś,

bogów posłańca, i moją po kres żywota masz zostać

żoną, to żaden z bogów ni żaden z ludzi śmiertelnych

wstrzymać mnie już nie zdoła, bym z tobą miłości nie spełnił

teraz zaraz, chociażby i sam Apollon, godzący

celnie, strzałę wypuścił, rodzącą jęk, ze srebrnego

łuku. Mógłbym bez żalu, niewiasto równa boginiom,

łoża z tobą zaznawszy, w głębiny zstąpić Hadesu".

Mówiąc to, wziął ją za rękę, a śmiech lubiąca bogini,

piękne oczy spuściwszy, wnet kroki swoje zwróciła

tam, gdzie łoże pięknie zasłane stało, na którym

wpierw położono miękkie narzuty dla władcy, a z wierzchu

skóry leżały niedźwiedzi i lwów donośnie ryczących –

sam je zdobył, polując na zwierza w górach wysokich.

Skoro znaleźli się w łożu sprawionym pięknie, naonczas

jął odsłaniać jej ciało, począwszy od ozdób prześwietnych,

spinek wygiętych, misternych kolczyków oraz łańcuszków.

Potem rozluźnił przepaskę i począł Anchizes rozdziewać

z szaty lśniącej boginię, a strój jej składał na stołku

zdobnym srebrnymi gwoździami. Tak z woli bogów i losu

łoże swe dzielił śmiertelnik z boginią, prawdy nie znając.

Kiedy z powrotem do obór pasterze trzody zganiali

z pastwisk kwieciem porosłych, i owce tłuste, i woły,

w słodki sen się Anchizes pogrążył za sprawą bogini,

ona zaś sama przywdziała na powrót wspaniałe swe szaty.

Potem, już pięknie odziana, jak boskiej wśród bogiń przystało,

tuż przy łożu stanęła, powały głową sięgając

mocno spojonej, a piękno jej nieśmiertelnego oblicza

w krąg zajaśniało, bo piękno właściwe jest Kytherei.

Budząc pasterza, słowami się tymi ozwała i rzekła:

„Ocknij się, Dardanido, dlaczegóż w sen mocny zapadłeś?

Powiedz, czyś taką mnie widział, gdym przedtem tu się zjawiła!

Zali jestem podobna do tamtej, którąś oglądał?".

Tak przemówiła, a pasterz czym prędzej ze snu się otrząsnął.

Skoro więc ujrzał i szyję, i piękne oczy bogini,

lęk go przejął i zaraz gdzie indziej wzrok swój odwrócił.

Płaszcz na siebie narzucił i piękne zasłonił oblicze,

chcąc zaś przebłagać boginię, te słowa wyrzekł skrzydlate:

„Zaraz, gdym tylko na ciebie, bogini, rzucił spojrzenie,

żeś jest boginią, wiedziałem, lecz ty mi prawdy nie rzekłaś.

Tedy cię błagam na Dzeusa, co dzierży egidę, nie pozwól,

żebym całkiem bezsilny i słaby wiódł żywot wśród ludzi,

lecz się ulituj, bo traci wnet siły wszystkie ten człowiek,

który w łoże bogiń, co śmierci nie znają, wstępuje".

Wtedy odrzekła mu tak Afrodyta, córka Dzeusowa:

„Anchizesie wśród ludzi śmiertelnych najznamienitszy,

nabierz odwagi i w sercu już dłużej lęku nie chowaj!

Żadnej krzywdy nie doznasz na pewno ani ode mnie,

ani od bogów szczęśliwych, bo nader jesteś mi drogi.

Będziesz miał syna miłego, Trojanom on będzie królował,

rychło więc ród twój nie zginie, gdyż synom synowie się zrodzą.

Temu niech będzie na imię Ajnejas, z tego powodu,

że mnie ból - aj! - przenika, żem łoże z śmiertelnym dzieliła.

Bogom najbardziej pokrewni z postawy, a także urody

zawsze z rodu waszego pochodzą mężowie, nie z innych.

Wszak Ganimeda jasnego przemądry porwał Kronida,

chłopca urodą olśniony, by z nieśmiertelnymi przebywał

oraz by w Dzeusa domostwie nalewał napój niebianom –

cud to widomy; teraz szacunku doznaje od bogów,

którym nektar czerwony z krateru rozlewa złotego.

Serce Trosa wielki zaś smutek ogarnął: nie wiedział,

dokąd mu syna miłego uniosła boska wichura,

płakał więc nieustannie nad jego losem dni wszystkie.

Dzeus się nad nim zlitował i dał mu w okupie za syna

chyże rumaki, jakimi powożą tylko niebianie.

Dał mu je w darze na własność, a sławny Zabójca Argosa,

bogów posłaniec, obwieścił mu wszystko z Dzeusa rozkazu:

że nieśmiertelny będzie i młody, na równi z bogami,

jego syn. Gdy ojciec wysłuchał Dzeusowych wyroków,

smutkiem się więcej nie trapił i serce wypełnił radością,

zaraz końmi wiatronogimi ochoczo powożąc.

Tak też i Tithonosa, co bogom podobny się zdawał,

Eos o tronie złocistym porwała z rodu waszego.

Poszła też prosić usilnie Kronidę ciemnochmurego,

by nieśmiertelnym uczynił kochanka i żyć mu dozwolił

wiecznie - Dzeus zaś się zgodził i spełnił wnet jej pragnienie.

Boska Eos, dziecinna, w swym sercu nie pomyślała,

aby poprosić o młodość dla niego i zgubną odegnać

starość, więc póki się cieszył rozkoszną młodością, dopóty

Eos, córką poranka, radował się złototronną,

żyjąc na krańcach ziemi, przy nurtach Okeanosa.

Kiedy jednakże siwymi pasmami jęły rozbłyskać

włosy na pięknej głowie, a także na brodzie wspaniałej,

wówczas Eos czcigodna poczęła już stronić od łoża,

ale się nadal o niego troszczyła w swojej komnacie,

żywiąc go tam ambrozją i dając mu szaty przepiękne.

Kiedy jednak starość poczęła dotkliwie go nękać,

tak że nie mógł się dźwignąć ni ruszyć ręką ni nogą,

wtedy jej w sercu taka się myśl wydała najlepsza:

w głębi go domu ukryła i drzwi wspaniałe zawarła.

Głos jego stamtąd dobiega bez przerwy, chociaż już siły

w ciele mu więcej nie staje, co niegdyś było tak zwinne.

Nigdy nie chciałabym, żebyś za taką cenę wraz ze mną

żył wśród bogów po kres swych dni, nieśmiertelny jak oni.

Ach, gdybyś mógł na zawsze zachować wdzięczną swą postać,

także urodę, a nadto i mężem nazywać się moim,

wówczas nigdy by smutek nie zdołał otoczyć mi serca!

Jednak ciebie niedługo podobnie nielitościwa

starość przygniecie, co z czasem na ludzkiej pojawia się drodze,

zgubna i tak uciążliwa, obmierzła nawet i bogom.

Wiele ja wstydu doznam, doprawdy, wśród nieśmiertelnych

z twego powodu, wszak oni, bywało, sprytu mojego

oraz podstępów, którymi zazwyczaj ich usidlałam,

darząc wszystkich niebian miłością do niewiast śmiertelnych,

bali się, jako że moje zamysły wszystkich nękały.

Teraz już usta me wszelkiej wystrzegać będą się wzmianki

o tym wśród niebian, ponieważ tak bardzo sama zbłądziłam.

Straszna to rzecz i haniebna, zboczyłam z drogi rozsądku –

syna poczęłam, złączywszy się w łożu miłości z człowiekiem.

Skoro on pierwszy raz popatrzy na słońca promienie,

będą go nimfy górskie o szatach powabnych chowały,

które tutaj mieszkają, na górze tej, wielkiej i świętej,

nie należąc ani do bóstw nieśmiertelnych, ni ludzi.

Czas ich życia jest długi, a żywią się boskim pokarmem;

piękny korowód splatając, z bogami puszczają się w tany.

Z nimi zaś i Sylenowie, i bystry Zabójca Argosa

łączą się w grotach pełnych uroku w miłosnym uścisku.

Razem z nimi się rodzą jodły i dęby strzeliste

- ziemia mężów karmiąca na świat je wespół wydaje -

pięknie i bujnie kwitnące wśród gór o szczytach wyniosłych

rosną, wysmukłe, i zwą się gajami świętymi, przybytkiem

bogów; nigdy śmiertelni żelazem ich nie kaleczą.

Ale kiedy zaiste nadchodzi kres ich żywota,

najpierw pień wspaniały usycha w ziemi, a potem

kora im obumiera i w dół opadają gałęzie,

wówczas też nimfy - ich dusze - uchodzą ze światła krainy.

One to syna mojego u siebie będą chowały.

Skoro on tylko osiągnie urocze lata młodzieńcze,

tutaj go przyprowadzą boginie i tobie pokażą.

Ja zaś do ciebie - by wszystko, co mam na myśli, powiedzieć -

przyjdę znów, gdy nadejdzie rok piąty, prowadząc ci syna.

Skoro tylko go ujrzysz, tę twoją latorośl, przed sobą,

będziesz się cieszył, bo bogom on zda się być całkiem podobny;

do smaganego wichrami Ilionu go zaraz powiedziesz.

Kiedy jednak ktoś z ludzi śmiertelnych ci zada pytanie,

jakaż matka tak miłym obdarowała cię synem,

wówczas, pomny tego, co powiem, tak mu odpowiesz:

«Mówią, że nimfy o twarzy różanej jest to potomek,

z tych, co mieszkają tu, na tej górze porosłej lasami».

Gdybyś jednak zuchwale się chełpił i jął rozpowiadać,

żeś Kytherei pięknie wieńczonej kosztował miłości,

Dzeus zagniewany obróci na ciebie piorun płonący!

Wszystko ci objawiłam - ty w sercu swoim pamiętaj,

abyś się nie wygadał, i gniewu bogów się lękaj".

Tak przemówiwszy, pomknęła ku gwiezdnym szlakom na niebie.

Bądź pozdrowiona, boska, pięknego Cypru władczyni,

ja zaś, od ciebie zacząwszy, ku innej skieruję się pieśni!



Hymn do Afrodyty [10]


Kytherejkę na Cyprze zrodzoną będę opiewał,

która darzy śmiertelnych miłymi darami i zawsze

śmieje się cudnym obliczem, i stąpa po kwieciu cudownym!


Bądź pozdrowiona, bogini, władczyni pięknie leżącej

Salaminy i Cypru morskiego, a pieśń daj uroczą,

ja zaś o tobie i innej pamiętać pieśni przyrzekam!


Εἲς Ἀφροδίτην

κυπρογενῆ Κυθέρειαν ἀείσομαι, ἥτε βροτοῖσι

μείλιχα δῶρα δίδωσιν, ἐφ᾽ ἱμερτῷ δὲ προσώπῳ

αἰεὶ μειδιάει καὶ ἐφ᾽ ἱμερτὸν θέει ἄνθος.

χαῖρε, θεά, Σαλαμῖνος ἐυκτιμένης μεδέουσα


εἰναλίης τε Κύπρου: δὸς δ᾽ ἱμερόεσσαν ἀοιδήν.

αὐτὰρ ἐγὼ καὶ σεῖο καὶ ἄλλης μνήσομ᾽ ἀοιδῆς.



Hymn do Afrodyty [6]


Afrodytę czcigodną, zwieńczoną złotem i piękną

będę opiewał - jej to morskiego Cypru warownie

los dał w udziale, bo tam ją wilgotny podmuch Zefira

uniósł, płynącą na fali przez morze szumiące rozgłośnie,

w pianie łagodnej, a Hory o złotych diademach we włosach

mile przyjęły boginię i w strój ją boski odziały;

głowę niebiańską przybrały w misternie spleciony wianuszek,

piękny, cały ze złota, a płatkom uszu przydały

cennych kolczyków w kształcie rumianku, mosiężnych i złotych.

Szyję jej delikatną i piersi srebrzyste zdobiły

złote łańcuszki, jakimi i Hory noszące we włosach

złote diademy zwykle się stroją, kiedy to w pląsach

wdzięcznie kroczą ku progom siedziby ojca i bogów.

Skoro zatem we wszystkie te cuda boginię ubrały,

wraz ją do grona niebian powiodły. Tam z /Afrodytą/

każdy mile się witał i rękę podawał, a w sercu

pragnął mieć taką żonę i w swoją komnatę ją powieść,

zdjęty zachwytem nad Kitherejki czarem fiołkowej.


Ciebie więc, słodkopieszcząca i lśniącooka, pozdrawiam!

Spraw, bym w tym to agonie zwyciężył, i pieśnią mą kieruj,

ja zaś o tobie i innej pamiętać pieśni przyrzekam!


Εἲς Ἀφροδίτην

αἰδοίην, χρυσοστέφανον, καλὴν Ἀφροδίτην

ᾁσομαι, ἣ πάσης Κύπρου κρήδεμνα λέλογχεν

εἰναλίης, ὅθι μιν Ζεφύρου μένος ὑγρὸν ἀέντος

ἤνεικεν κατὰ κῦμα πολυφλοίσβοιο θαλάσσης

ἀφρῷ ἔνι μαλακῷ: τὴν δὲ χρυσάμπυκες Ὧραι

δέξαντ᾽ ἀσπασίως, περὶ δ᾽ ἄμβροτα εἵματα ἕσσαν:

κρατὶ δ᾽ ἐπ᾽ ἀθανάτῳ στεφάνην εὔτυκτον ἔθηκαν

καλήν, χρυσείην: ἐν δὲ τρητοῖσι λοβοῖσιν

ἄνθεμ᾽ ὀρειχάλκου χρυσοῖό τε τιμήεντος:

δειρῇ δ᾽ ἀμφ᾽ ἁπαλῇ καὶ στήθεσιν ἀργυφέοισιν

ὅρμοισι χρυσέοισιν ἐκόσμεον, οἷσί περ αὐταὶ

Ὧραι κοσμείσθην χρυσάμπυκες, ὁππότ᾽ ἴοιεν

ἐς χορὸν ἱμερόεντα θεῶν καὶ δώματα πατρός.

αὐτὰρ ἐπειδὴ πάντα περὶ χροῒ κόσμον ἔθηκαν,

ἦγον ἐς ἀθανάτους: οἳ δ᾽ ἠσπάζοντο ἰδόντες

χερσί τ᾽ ἐδεξιόωντο καὶ ἠρήσαντο ἕκαστος

εἶναι κουριδίην ἄλοχον καὶ οἴκαδ᾽ ἄγεσθαι,

εἶδος θαυμάζοντες ἰοστεφάνου Κυθερείης.


χαῖρ᾽ ἑλικοβλέφαρε, γλυκυμείλιχε: δὸς δ᾽ ἐν ἀγῶνι

νίκην τῷδε φέρεσθαι, ἐμὴν δ᾽ ἔντυνον ἀοιδήν.

αὐτὰρ ἐγὼ καὶ σεῖο καὶ ἄλλης μνήσομ᾽ ἀοιδῆς.


Przełożył Włodzimierz Appel


Źródło:

http://pantheion.pl/Hymny-homeryckie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

25 grudnia - Narodzenie wielu bogów